Wełniane zoo w Cieszynie i minizoo w Parnowie, czyli rowerowa wyprawa Mrówkojada

Okolice Koszalina to region niezwykle atrakcyjny turystycznie, choć powszechnie niedoceniany – wiele tu atrakcji mało znanych i takich, które niekoniecznie znajdują się w przewodnikach, ale też takich, które nie dla wszystkich mogą się wydać ciekawe.
My przy okazji naszych wizyt w ogrodach zoologicznych zawsze staramy się przybliżać rozmaite lokalne atrakcje, biorąc jednak pod uwagę, że w rejonie Koszalina żadnego zoo nie ma, szukamy miejsc, które są jakoś z tematyką zoologiczną związane – tych na szczęście w zasięgu naszych rowerów nie brakuje! A przy okazji zwiedzamy okolicę :).
Dziś zapraszamy Was na relację z naszej niedzielnej wyprawy rowerowej do podkoszalińskiego Parnowa, która docelowo miała być wizytą w tamtejszym minizoo, ostatecznie jednak zyskała zupełnie nieoczekiwaną, choć niezwykle ciekawą atrakcję.
Ale do tego jeszcze dojdziemy…

Rowerowy Koszalin

Tę wycieczkę planowaliśmy już od kilkunastu tygodni, jednak dopiero w ostatnią niedzielę udało nam się znaleźć czas na wyprawę do Parnowa. Kolejny już raz zatem wytargaliśmy nasze rowery z garażu i nie tak wczesnym już rankiem ruszyliśmy w trasę.
Było ciepło i słonecznie…

Wyprawa rowerowa Koszalin-Parnowo-Koszalin (35 km)

ETAP I – KOSZALIN

Ruszamy o godzinie 10.00 rano. Najpierw mamy do pokonania miasto – na szczęście większą część trasy stanowi ścieżka rowerowa, choć miejscami (m.in. wzdłuż ul. Bohaterów Warszawy) jej stan pozostawia wiele do życzenia. Gdy dojeżdżamy do ul. Szczecińskiej, która jest zarazem wylotową ulicą na Szczecin (krajowa „6”), z lewej strony szosy zaczyna się zupełnie nowa, asfaltowa ścieżka rowerowa – tak to można jechać!

Ścieżka rowerowa przy ul. Szczecińskiej w Koszalinie

Ruchu wielkiego nie ma, choć i tak co chwila jakiś niezdyscyplinowany pieszy tarasuje nam drogę (choć z jednej strony mamy trasę rowerową, z drugiej trasę dla pieszych…). Mijamy stojący przy ścieżce samolot  TS-11 Iskra (nie mamy pojęcia, skąd się tu wziął, ale z pewnością jest dobrą reklamą pewnej koszalińskiej hurtowni budowlanej):

Samolot przy ul. Szczecińskiej w Koszalinie

skręt na Stare Bielice (do których jeszcze wrócimy w drodze powrotnej), położony po prawej stronie szosy niewielki Rezerwat Przyrody „Parnowo” (rezerwat faunistyczny o powierzchni 59,12 ha, utworzony w 1976 roku – obejmuje niewielkie i płytkie Jezioro Tatowskie wraz z pasem zbiorowisk szuwarów, gdzie znajdują się miejsca lęgowe ptaków wodnych i błotnych, m.in. łabędzi niemych) aż docieramy do miejsca, gdzie ścieżka nagle się kończy…

Po przejechaniu szosą około dwóch kilometrów docieramy w końcu do odbijającej w prawo drogi asfaltowej do Parnowa.
Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do znajdującego się na samym początku Parnowa prywatnego gospodarstwa agroturystycznego, na terenie którego znajduje się niewielki zwierzyniec…

ETAP II – MINIZOO PARNOWO

O zwierzyńcu parnowskim próżno szukać jakiś wiarygodnych informacji w Internecie, dlatego też nie bardzo wiedzieliśmy, czego się spodziewać i jak ów zwierzyniec można w ogóle zwiedzać.
Wiedzieliśmy tylko tyle, że znajduje się na terenie rozległego założenia pałacowo-parkowego, którego centralnym punktem jest pałac z 1 poł. XIX wieku.
Jest jeszcze kilka zabudowań gospodarczych, pomieszczeń dla zwierząt i zabytkowy spichlerz z wieżyczką z końca XIX wieku, który po remoncie ma służyć za hotel – przyznajemy, prezentuje się bardzo ciekawie.

Cała posiadłość wraz z parkiem krajobrazowym zajmuje powierzchnię 4,14 ha i jest pięknie położona nad Jeziorem Parnowskim, niedaleko lasu. Jezioro Parnowskie, o powierzchni ok. 60 hektarów i maksymalnej głębokości 9,2 m, to zresztą jedna z największych atrakcji regionu.

Widok na Jezioro Parnowskie

Obecni właściciele majątku odrestaurowali pałacyk i park i kilka lat temu założyli na jego terenie niewielki zwierzyniec, który szybko stał się okoliczną atrakcją – na zajęcia przyjeżdżają tu dzieci z okolicznych szkół, zdarzają się też rozmaite wycieczki. No i przejezdni turyści, tacy jak my :).
Idziemy zatem zwiedzać!

Przy bramie wejściowej spotykamy Pana ochroniarza, którego pytamy o możliwość zwiedzenia zwierzyńca. Okazuje się, że nie ma z tym żadnych problemów i zostajemy zabrani na małe zwiedzanie, podczas którego poznajemy także właścicieli posiadłości.
Najpierw zaglądamy do całkiem sporej stajni, w której znajdują się boksy poszczególnych zwierząt. Za budynkiem znajdują się „wybiegi zewnętrzne”, dostępne dla wszystkich zwierząt.

Minizoo Parnowo - stajnia

Mieszkańcami stajni są kozy, kuce szetlandzkie, dwa konie:
króliki:
lamy:

Lamy

oraz „największa gwiazda” zwierzyńca, czyli wielbłąd dwugarbny Wojtek – zwierz wyjątkowo łagodny i oswojony z człowiekiem.

Wielbłąd dwugarbny Wojtek - Minizoo Parnowo

Bliskie spotkanie z wielbłądem...

Zwierzęta są zadbane, mają sporo miejsca i całkiem niezłe warunki bytowe.

Wielbłąd wypoczywający

Na ogrodzeniach wybiegów wszystkich zwierząt znajdują się tabliczki z nazwą gatunkową oraz najważniejszymi informacjami na temat zwierząt – nie są może zbyt efektowne, ale dobrze, że w ogóle są, co w tego typu miejscach wcale nie jest takie oczywiste…

Poza tym nie brakuje też tabliczek zabraniających karmienia i dotykania zwierząt. Się chwali!

 Z drugiej strony pałacu znajduje się kolejny duży budynek, w którym mieszkają owce, kozy, świnie i dziki. Wchodzi się do niego przez niewielką ptaszarnię zamieszkiwaną przez kilka gatunków dość pospolitych ptaków – kury, perlice, kaczki krzyżówki, pawie, gęsi garbonose…

Ptaszarnia

Gęś garbonosa

Kaczka krzyżówka - tak "tłustej" krzyżówki jeszcze nigdy nie widzieliśmy...

Perlica - za perlicami bez przerwy uganiają się kury...

Po przejściu przez ptaszarnię wchodzimy do obory, w której mieszkają m.in. dziki, świnie wietnamskie, kozy domowe i owce kameruńskie – wszystkie zwierzęta mają do dyspozycji także całkiem spore wybiegi zewnętrzne.
Na wybiegach można wypatrzeć całkiem sporo młodych – i to zarówno wśród świń, kóz jak i dzików.

Kozy na wybiegu

Wybieg kóz

Szef stada - trzeba na niego uważać, bo ponoć potrafi wyskoczyć z zagrody...

Wspólny wybieg kóz i owiec

Samica z młodym

Owce kameruńskie na wybiegu wewnętrznym...

… i zewnętrznym.

Ciekawostką jest fakt, iż dziki dzielą wybieg z świnkami wietnamskimi:

Za pałacem, tuż nad brzegiem Jeziora Parnowskiego, rozciąga się natomiast całkiem spory wybieg danieli, zajmowany przez liczące sześć osobników stado.

Wybieg danieli - zwierzęta mają do dyspozycji dwie chatki

Oraz kompleks rozległych wybiegów zewnętrznych

Stado liczy sześć sztuk

Jakiś czas temu w minizoo był jeszcze struś afrykański, ale jego obecności nie udało nam się stwierdzić, za to przez cały czas zwiedzania towarzyszyły nam psy właścicieli zwierzyńca, które ponoć świetnie dogadują się z pozostałymi zwierzakami. Podobno tylko konie za nimi nie przepadają… :).
Tyle – nie ma tu może zbyt wielu zwierząt, zwłaszcza mniej pospolitych, całość jednak prezentuje się bardzo przyzwoicie – jest to zresztą jedyne tego typu miejsce w powiecie koszalińskim (który z „placówek zoologicznych” posiada jeszcze Oceanarium w Mielnie i „Indiański Świat” z bizonami w Lubiatowie).
Jakkolwiek – ponoć licznie odwiedzający to miejsce niemieccy turyści są zachwyceni :).
My tymczasem ruszamy dalej!

ETAP III – PARNOWO-WIEŚ

Parnowo to niewielka wieś sołecka, która początkowo była majątkiem rycerskim, a od 1319 roku znajdowała się w posiadaniu rodziny von Heydebreck. Dziś to typowa wieś rolnicza z przewagą średniej wielkości gospodarstw.
Najciekawszym obiektem we wsi jest zabytkowy gotycki kościół Najświętszej Rodziny, wzniesiony prawdopodobnie przed 1319 rokiem, ale przyjmuje się, że mury obecnej świątyni powstały w XV wieku. Kościół został zbudowany z cegieł z częściowym wykorzystaniem kamieni polnych.

Kościół w Parnowie

Pierwotnie przy kościele znajdował się zespół pałacowo-parkowy oraz pałac z I połowy XIX w.
W Parnowie znajduje się jeszcze pamiątkowy głaz stojący przy remizie strażackiej:

Głaz przy OSP

My jednak polecamy wizytę w prawdopodobnie najmniejszym sklepie spożywczym, w jakim do tej pory byliśmy – w „Nikoli” wielkich zakupów raczej nie zrobimy, ale wrażenia z „pobytu” w środku są nie do podrobienia.

Sklep spożywczy "Nikola" w Parnowie

Niestety, nie zazdrościmy warunków pracy w takim miejscu…
Nieodgadnioną do końca atrakcją jest dla nas znajdująca się tuż przy sklepiku wystawa maszyn rolniczych – całkiem efektowna i zadbana.

Ekspozycja maszyn rolniczych przy lokalnym spożywczaku

Trochę nam się skojarzyła z wystawą maszyn z oliwskiego zoo :).

ETAP IV – CIESZYN

Za kościołem skręcamy w prawo i najpierw asfaltową, potem polną, a potem znowu asfaltową drogą jedziemy do leżącego po drugiej stronie Jeziora Parnowskiego Cieszyna.
Cieszyn to wieś jeszcze mniejsza – niespełna stu mieszkańców, kilka gospodarstw i ruiny PGR-u.

Pozostałości po PGR

We wsi zachował się jeszcze zespół dworsko-parkowy z dworem z 1900 roku i parkiem krajobrazowym z II poł. XIX w. o pow. 1,2 ha., przylegającym bezpośrednio do jeziora Parnowskiego oraz częściowo zrujnowany, a częściowo rozebrany gotycki kościół z XIV w., przebudowany w wieku XIX w.

Kościół w Cieszynie

W 1957 roku kościół wpisano do rejestru zabytków, a w 1973 roku ruinę kościoła przekazano parafii w Biesiekierzu. Odbudowano wówczas tylko wieżę kościoła, która służy obecnie za kaplicę – w każdą niedzielę odbywają się tu msze święte. Wszelkie zabytki z wnętrza przeniesiono do kościoła w Sianowie.
Kwadratowa wieża kościoła o wysokości około 20m, zwieńczona blaszanym hełmem, dominuje nad okolicą:
Najbliższe otoczenie kościoła jest niestety trochę zaniedbane – pełno tu chaszczy, śmieci i gruzu – jeśli zajrzymy na tyły kościoła można dostrzec jego rozebraną część oraz spore gruzowisko cegieł…
Szkoda, że tak ciekawy obiekt popadł w ruinę, dobrze jednak, że udało się odratować choć tyle…

Spod kościoła kierujemy się w stronę Starych Bielic, zanim jednak wyjedziemy ze wsi, czeka nas jeszcze zupełnie nieoczekiwany postój w pewnym gospodarstwie…

ETAP V:  CIESZYN- ekspozycja figur animalistycznych Pani Ludmiły Majkowskiej

Gdy zaraz za kościołem skręcamy w polną drogę prowadzącą do Gniazdowa naszą uwagę błyskawicznie przyciąga niebywała ekspozycja, która znajduje się na podwórzu jednego z domostw z lewej strony ulicy.
Zatrzymujemy się, przyglądamy uważnie i… oczom nie wierzymy!

Wełniane zoo!

Z podwórka i ogródka spoglądają na nas dziesiątki wełnianych zwierząt – od słonia przez bociany po krokodyla, a jedno bardziej kolorowe od drugiego. Gdy już trochę ochłonęliśmy i ustaliliśmy, że nigdy czegoś podobnego nie widzieliśmy, postanowiliśmy działać – z ogródka dobiegały czyjeś głosy, postanowiliśmy więc przywitać się i zagadnąć gospodarzy, cóż to za dziwy znajdują się w ich ogrodzie :).

Kangur, słoń, tygrys, lampart...

Na podwórku zastajemy gospodarzy – Panią Ludmiłę Majkowską z mężem – którzy z ochotą opowiadają o nietypowej ekspozycji wełnianych zwierzaków.
Okazuje się, że autorką tego nietypowego ogrodu zoologicznego jest właśnie Pani Ludmiła, która w miejscowym pegeerze – tym, którego ruiny mijaliśmy przy wjeździe do Cieszyna – przepracowała 33 lata, zajmując się… zwierzętami. Minęły lata, PGR upadł, Pani Ludmiła przeszła na emeryturę, a jej dzieci dorosły i wyprowadziły się – cóż było jednak począć z energią, której niesamowitej cieszyniance nadal nie brakowało? Sposobem na nudę i twórcze wykorzystanie czasu okazał się – o ironio! – zrujnowany PGR! Wracając znad stawu, gdzie karmiła łabędzie, Pani Ludmiła zatrzymała się przy mocno już rozebranych jałownikach po byłym pegeerze,  z których ścian sypała się kolorowa włóczka i wełna ociepleniowa.
Takiej okazji nie można było nie wykorzystać – Pani Ludmiła wybrała białą wełnę, zabrała ją do domu i… zrobiła z niej dwa łabędzie do ogródka!

Potem zebrała brązową wełnę i tak powstał jeleń…

Materiału było tak dużo, że trzeba go było zwozić do domu taczką. W ciągu dwóch lat powstała całkiem spora wełniana menażeria, a dziś – po pięciu latach – śmiało można mówić już o prawdziwym zoo! 🙂

Flaming, żyrafa, wielbłąd, krowa...

Pani Ludmiła opowiada, że co jakiś czas ktoś zatrzymuje się pod jej domem i zagaduje o niezwykłą ekspozycję zwierząt. Byli i z prasy, i z telewizji, i Niemców sporo (jeden nawet kupił łabędzia!) – nawet autokar z Krakowa się zatrzymał.
Słuchamy i nie możemy wyjść z podziwu dla energii i pasji, z jaką Pani Ludmiła opowiada o swoich dziełach.
Pytamy zatem, jak powstają wełniane zwierzęta – domyślamy się, że jest przy nich sporo pracy, a i wyobraźnię trzeba mieć do tego naprawdę dużą :).
Pani Ludmiła opowiada, że choć pracy przy zwierzakach ma sporo, to uwielbia to robić – czasu i tak ma sporo, a gdy trzeba, zawsze ktoś pomoże (rzadziej mąż, częściej kilkuletnia córka sąsiadów, która uwielbia pracować z Panią Ludmiłą).
Na początku jest pomysł – wszystkie zwierzaki Pani Ludmiła wymyśla sama. Przedstawicieli krajowej fauny rozpracowywać nie musi – wiadomo, jak wyglądają, w końcu lata spędzone przy pracy ze zwierzętami w pegeerze i życie na wsi robią swoje. Okazy bardziej egzotyczne podpatruje w telewizji albo w książkach.

Kangur - a w torbie młode!

Gdy jest już gotowy pomysł i „idea” dzieła, trzeba dobrać odpowiednie kolory wełny. Potem powstaje stelaż – w przypadku mniejszych zwierząt, takich jak np. ptaki, jest to styropian owinięty wełną, natomiast większe zwierzęta są zbite z desek i owinięte gąbką (np. ze starej wersalki lub materaca).
Jak łatwo się domyślić, najwięcej pracy jest przy dużych zwierzętach – takich jak słoń (powstawał trzy dni):

Proszę państwa - oto słoń!

ale tak naprawdę zrobienie każdego modelu jest efektem wcale nie tak łatwej pracy.
Ile jest wszystkich zwierzaków, nie wie nawet sama ich właścicielka – my doliczyliśmy się co najmniej 30, ale może ich być znacznie więcej. Przekrój gatunkowy jest ogromny i gdyby były to prawdziwe zwierzęta, Pani Ludmiła byłaby właścicielką wyjątkowo cennej kolekcji, jakiej nie powstydziłby się żaden ogród zoologiczny w Polsce!
W ogródku, na podwórku i w różnych innych miejscach podwórza odszukaliśmy m.in. dziki, wiewiórki, zebrę, żyrafę, kozy, krowę, strusie, koalę, pandę wielką, wielbłąda, bociany, łabędzie, krokodyla, słonia, jelenia, małpę, kangura, papugi, lwa, tygrysa, lamparta, flamingi, skunksa, zebrę, króliki, świnię i kilka zwierząt, których tożsamości jeszcze nie ustaliliśmy :).

Wiewiórki

Każdy okaz ma swoją historię – dwa bociany, odkąd zamieszkały na świerku, zyskały poważnych wrogów w prawdziwych boćkach mieszkających w okolicy, które chciały się pozbyć intruzów.

Bociany

Boćki Pani Ludmiły wygrały starcie i siedzą w gnieździe na świerku do dziś!

Bociani władcy Cieszyna

Bociani władcy Cieszyna na szczycie swojego gniazda

Nam najbardziej spodobał się fantastyczny krokodyl – genialne zęby no i te kolory!

Krokodyl

Ogromne wrażenie robi też najwyższy eksponat ze wszystkich – trzymetrowa żyrafa:

Żyrafa

Tak naprawdę jednak każdy eksponat robi wielkie wrażenie i trudno znaleźć choć jeden, który odbiegałby jakością od innych. Co najwyżej można mieć czasem pewne wątpliwości z identyfikacją gatunkową, ale to się przecież zdarza nawet w przypadku żywych zwierząt :).

Tu mamy pewne wątpliwości...

Gdy pytamy o najbliższe projekty, Pani Ludmiła bez wahania wymienia trzy – nosorożca (ha! już wiemy, co pojawi się w przyszłorocznym zestawieniu „21 nosorożców”), hipopotama i… dinozaura, który miałby stać przy drodze i być specyficzną reklamą wełnianego zoologu.
O mrówkojadzie ani słowa, ale już nasza w tym rola, aby i ten kiedyś się pojawił :).

Mrówkojada może i nie ma, jest za to panda wielka!

Trochę nas zaniepokoił fakt, że nie wszyscy potrafią docenić pracę i trud, jaki Pani Ludmiła wkłada w wykonanie swoich dzieł – zdarzały się akty wandalizmu, jednemu zwierzakowi wyrwano nogę, innego połamano… Na szczęście jednak są to incydenty i ogromna większość – tak mieszkańców, jak i przyjezdnych – jest z Pani Majkowskiej dumna, a jej ekspozycja stała się bodaj najważniejszą lokalną atrakcją! Zresztą sama autorka wełnianego zoo mówi, że robi to nie tylko dla siebie i „własnej frajdy”, ale też po to, żeby sprawić ludziom trochę przyjemności. Sporo radości ze zwierzaków mają też wnuki Pani Ludmiły i dzieci z Cieszyna :).

Wełniany lew - przyznajcie się: co ciekawego Wy macie w swoim ogródku?

Zwierzakom nie straszny jest też deszcz – nie tylko nie rozsypują się, gdy zmokną, ale ponoć nabierają wtedy świeżości i mają „ładniejsze futerka”.
Zwierzęcą kolekcję uzupełnia jeszcze wiejska kapela, której niestety nie udało nam się zobaczyć, gdyż… została wypożyczona do Bobolic, gdzie odbywały się dożynki powiatowe…
Po orkiestrze została więc tylko perkusja, ale Pani Ludmiła ma nadzieję, że grajkowie wrócą cali i… zdrowi :).

Kawałek perkusji i kozioł

Gdy mąż Pani Ludmiły, który co chwila w dowcipny sposób komentuje to pasję żony, to nasze pytania, proponuje nam kawę wiemy, że za jakiś czas będziemy musieli tu wrócić. Tymczasem jednak musimy pożegnać się z niezwykłą artystką – nie wahamy się użyć tego określenia – i jej niesamowitą ekspozycją i ruszamy dalej w trasę, zrobiło się już bowiem dosyć późno, a my mamy do przejechania jeszcze dobre kilkanaście kilometrów…

Pełną galerię zdjęć wełnianego zoo Pani Ludmiły Majkowskiej znajdziecie tutaj.

ETAP VI – GNIAZDOWO

Z Cieszyna ruszamy do Starych Bielic – skręcamy w prawo w polną ścieżkę i jedziemy! Jedziemy, jedziemy i jedziemy i… wyjeżdżamy nie w Bielicach, a we wsi Dobre – ładnych kilka kilometrów dalej!
Okazało się, że skręciliśmy nie w tę drogę…
Nic to – drogowskazów nie było, można się było pomylić. Efekt – mamy do przejechanie kilka dodatkowych kilometrów, na szczęście w stronę Starych Bielic, do których jedziemy, wiedzie już droga asfaltowa, a trasa jest całkiem przyjemna.
Gdy dojeżdżamy do Gniazdowa – niedużej i raczej mało wyrazistej wsi, natrafiamy na niezwykle interesujący znak drogowy:

Starki - 1 kilometr

Interesujący z dwóch powodów:
1 – trudno znaleźć jakiekolwiek informacje o miejscowości „Starki”. Nie ma ich na żadnej mapie, a w Internecie są tylko dwie wzmianki, że to „osada w województwie zachodniopomorskim”. Aż żałujemy, że nie skręciliśmy…
2 – jak przystało na wielkich miłośników Gry o tron (zarówno w wydaniu książkowym, jak i serialowym), nie mogliśmy sobie tej nazwy skojarzyć inaczej, niż tak:

Niestety, nie mamy pojęcia, co takiego znajduje się w Starkach ale następnym razem na pewno skręcimy!
Tymczasem docieramy do Starych Bielic…

ETAP VII – STARE BIELICE

Stare Bielice to duża (około 1,4 tysiąca mieszkańców) wieś pod Koszalinem o charakterze podmiejskim. W ostatnich latach dynamicznie się rozwija i wiele wskazuje na to, że kiedyś może stać się częścią Koszalina.
W centrum wsi znajduje się neogotycki kościół św. Stanisława, wzniesiony w 1894 roku.

Kościół św. Stanisława w Starych Bielicach

Kościół św. Stanisława w Starych Bielicach

Pierwotnie była to świątynia ewangelicka, w ręce kościoła katolickiego przeszła w 1945, a w 1984 roku została wpisana do rejestru zabytków.
Charakterystyczną cechą kościoła jest smukła, bardzo wysoka wieża z wielką tarczą zegarową – niestety, zegar – przynajmniej podczas naszej wizyty – nie działa…

Znaleźliśmy także niezwykle ciekawą informację dotyczącą samej miejscowości – oto bowiem w 1446 roku na terenie Starych Bielic rozegrała się duża bitwa lądowa między… Koszalinem a Kołobrzegiem, a stawką było panowanie w środkowej części wybrzeża pomorskiego. Starcie przeszło do historii jako bitwa pod Tatowem, a zwycięstwo przypadło wojskom z Koszalina…

EPILOG

Ze Starych Bielic do domu wracamy tą samą trasą, którą jechaliśmy w stronę Parnowa. Gdy docieramy do domu, licznik wskazuje nam 35 przejechanych kilometrów.
Trasa okazuje się być dużo ciekawsza, niż się spodziewaliśmy (zwłaszcza dzięki niespodziewanej atrakcji, jaką odkryliśmy w Cieszynie) i całkiem przyjemną podczas samej jazdy. Mocna czwórka za atrakcyjność i dwa punkty na pięć za trudność.
Gorąco polecamy – a jeśli będziecie mieć czas, koniecznie wstąpcie do Pani Ludmiły Majkowskiej i zobaczcie jej niezwykłą ekspozycję!
Tyle na dziś – a pełną galerię zdjęć z naszej wyprawy znajdziecie TUTAJ.

2 comments on “Wełniane zoo w Cieszynie i minizoo w Parnowie, czyli rowerowa wyprawa Mrówkojada

    • Cieszymy się, że okazaliśmy się przydatni :). Sami niebawem zamierzamy się ponownie wybrać tą trasą żeby sprawdzić, ile nowych zwierzaków przybyło w wełnianym zoo. w Cieszynie.

Dodaj komentarz