Alfabet Mrówkojada – M jak Mit

Witamy w kolejnej części Alfabetu Mrówkojada! W ostatniej części Alfabetu przyglądaliśmy się pewnej ławce, której głównym bohaterem jest – nieprzypadkowo! – mrówkojad, dziś natomiast opowiemy Wam, jakie miejsce w mitach Indian Ameryki Południowej zajmuje mrówkojad i co nasz długonosy przyjaciel ma wspólnego z niedźwiedziem…

M – MIT

Świat wokół nas pełen jest tajemnic i rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, choć rozwój nauki i cywilizacji sprawił, że na wiele nurtujących ludzkość pytań udało się już znaleźć odpowiedzi – czym jest tęcza, skąd się biorą grzmoty, jak to jest, że słońce zachodzi i wschodzi każdego dnia…
Gdy czegoś nie wiemy, „podpowie” nam książka (coraz rzadziej już jednak), Internet (coraz częściej), media, zawsze też znajdzie się ktoś, kto wie lepiej i wyjaśni nam pewne kwestie.
Wyobraźmy sobie jednak, że dawno, dawno temu, nie było jeszcze ani książek, ani Internetu (naprawdę!), ani żadnych innych mediów, a i tych, którzy wiedzieli, było znacznie mniej. Nauka jako taka jeszcze nie istniała, a wiedza ludzi na temat otaczającego ich świata była nieporównywalnie mniejsza, niż dziś. Im jednak mniej wiemy, tym bardziej jesteśmy ciekawi, stąd ludzie na wszelkie możliwe sposoby próbowali sobie wyjaśnić naturę otaczającego ich świata i znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania. W ten sposób właśnie narodziły się mity – niezwykłe opowieści, których zadaniem była próba dotarcia do Tajemnicy – życia, śmierci, istnienia…
Mity obecne były w tradycji rozmaitych kultur i narodów na całym świecie, jeszcze na długo przed powstaniem religii, w wielu zaś kulturach – szczególnie tych prymitywnych – obecne są do dziś, jako wciąż żywy relikt dawnych wierzeń.

Mity zwierzęce

Szczególną rolę w mitach – niezależnie od czasu i miejsca – odgrywały zwierzęta, zarówno te, które towarzyszyły człowiekowi na co dzień, jak i te, z którymi stykał się rzadko, gdyż stanowiły zagrożenie i trzeba było ich unikać. Ważną rolę w mitach greckich odgrywały byki, węże i konie oraz wszelkie ich hybrydy (patrz: Minotaur, Pyton i centaur), z kolei mitologia egipska obfituje w krokodyle, skarabeusze, lwy i skorpiony i wszelakie ich modyfikacje. Oczywistym jest zatem, iż występuje ścisła zależność między mitologią danego narodu a zwierzętami, z jakimi stykał się dany naród za konkretną mitologię odpowiedzialny. Stąd w mitach greckich próżno szukać kangurów, a w mitach z Ameryki Południowej raczej nie znajdziemy słoni i bóstw do słoni podobnych. Choć każdą mitologię zasiedlają nieprzebrane ilości monstrów, których próżno szukać wśród fauny któregokolwiek regionu świata – mity mają bowiem to do siebie, że pełno w nich stworzeń, których próżno szukać w realnym świecie, choć pewne analogie do realnych stworzeń da się akurat odnaleźć…

Minotaur

Zostawmy jednak mitologie greckie, egipskie, nordyckie i babilońskie oraz wszelkie zaludniające je stworzenia i zajmijmy się naszym drogim mrówkojadem – jak się pewnie domyślacie, choć w opowieściach o Zeusie czy Thorze próżno szukać naszego długonosego przyjaciela, to już w mitycznych opowieściach ludów Ameryki Południowej zajmuje on całkiem poczesne miejsce. Dziwić nas to nie powinno, jeśli uzmysłowimy sobie, że jeszcze kilkaset lat temu mrówkojad był na terenie całej niemal Ameryki Łacińskiej zwierzęciem szeroko rozpowszechnionym i często spotykanym, a że zwierzak to w dodatku sporych rozmiarów i wybitnie nieprzeciętnej fizjonomii, to wręcz trudno sobie wyobrazić lepszego bohatera mitycznej opowieści!

Przyjrzyjmy się zatem kilku mitom, w których pojawia się nasz drogi mrówkojad – już tych kilka wybranych opowieści mitycznych pokazuje, jak ważne i szczególne miejsce zajmował ten tajemniczy zwierzak w życiu mieszkańców Ameryki Południowej, przy okazji też zwracamy uwagę na szczególny aspekt tych mitów – jak na mity przystało, wyjaśniają bowiem naturę pewnych zjawisk, w tym przypadku zaś tłumaczą, dlaczego mrówkojad wygląda, jak wygląda i skąd wzięły się pewne cechy jego zachowania.
Zresztą, zobaczcie sami…

Z jaguarem to my się nie lubimy…

Jest takie opowiadanie: Król Jaguar (w Afryce królem był lew, w Ameryce Południowej – jaguar, jako największy drapieżnik), znużony nikczemnością swoich poddanych, zorganizował w dżungli specjalne spotkanie. Zwierzęta po kolei przedstawiały się, aż na koniec zostały te najdziwniejsze – zawsze się bowiem takie znajdą.
– „Ja jestem wilkopies – mówił jeden – tata był pies, a mama wilczyca.”
– „A ja jestem kotolis – ojciec lis, a matka kotka.”.
I tak dalej. Aż przyszła kolej na naszego bohatera: „A ja jestem oso hormiguero (z hiszpańskiego – niedźwiedź mrówkowy)… ” – zaczął… i już nie skończył, bo zwierzęta zaczęły wrzeszczeć i gwizdać: „Skandal! Ohyda! Fuj! Won z lasu!”.
Cóż było robić – mrówkojad odszedł i od tego czasu mrówkojad trzyma się brzegu lasu, z dala od kolegów, jaguary zaś nienawidzą mrówkojadów z całego serca. Nikt też jakoś szczególnie nie przepada za mrówkami, poza jednym mrówkojadem, który ma do nich słabość po dziś dzień.

Za jednym zamachem mit wyjaśnia nam, skąd niechęć między mrówkojadami a jaguarami i dlaczego z mrówkojadów tacy samotnicy, żyjący z dala od lasu.
Całkiem nieźle :).

Przebiegły jak… mrówkojad?

Pierwotni Amerykanie z Chaco traktowali go dużo lepiej, niż niewdzięczne i zawistne zwierzęta. Dla Indian Guarani i Tobas polowanie na niego było związane ze skomplikowanym rytuałem. Wierzono bowiem, że zjedzenie mrówkojada daje nadzwyczajną siłę i przebiegłość (w argentyńskich bajkach dla dzieci mrówkojad jest bowiem uosobieniem siły, sprytu i rozumu, trochę jak nasz lis!). Nie można więc było na niego polować dla kaprysu. Indianie Toba wierzyli natomiast w Matkę Mrówkojadów, Nowét, która żyła pod ziemią i pożerała ludzi zabijających bez potrzeby jej kuzynów.
Zapolować można było jedynie wtedy, gdy siły i spryt zaczynały szwankować. Wtedy trzeba było odprawić najpierw skomplikowany ceremoniał, by zawiadomić i poprosić o pozwolenie Matkę Mrówkojadów.

Z kolei wśród Indian Tenetehara zakaz pokarmowy podczas ciąży obejmował przede wszystkim ojca przyszłego dziecka, który musiał powstrzymywać się od spożycia mięsa jaguara, mrówkojada i niektórych ptaków, ponieważ duchy tychże zwierząt mogły zaszkodzić normalnemu rozwojowi płodu w łonie matki.

Mrówkojad gromowładny!

Tymczasem dla Indian Wichis mrówkojad był tematem tabu, albowiem ich bóg-piorun, Kassóngra, przybierał właśnie jego postać. Bóg ten był też mistrzem i protektorem czarowników Wichis. Gdy grzmiało, mówiono, że to Kassóngra złości się i ryczy (słusznie z czymś, a raczej z kimś, nam się to kojarzy!). Co ciekawe, burza była okazją do sprawdzenia się dla śmiałków – najodważniejsi, a zarazem najbardziej żądni wiedzy, władzy i awansu w społecznej hierarchii, szli podczas takiej burzy w busz, istniała bowiem szansa, że bóg-piorun wpadnie w tarapaty i ugrzęźnie w gęstwinie, a jeśli komuś by się udało uwolnić uwięzionego w krzakach Kassóngre, spotkałoby go wówczas wielkie szczęście, bo bóg-mrówkojad z wdzięczności uczyłby go wiedzy tajemnej i zdradził mu wielkie sekrety.
Awans murowany!

Na początku był… mrówkojad!

Indianie Guaranie mieli do mrówkojada stosunek specjalny i uczuciowy. Nie był on dla nich pożywieniem – był przyjacielem, co więcej – odgrywa on kluczową rolę w ich micie genezyjskim (czyli micie o stworzeniu świata).
Kiedyś, w zaraniu dziejów, świat nawiedziła okrutna powódź, coś jak biblijny potop. Przeżyli go tylko najsprytniejsi i najmądrzejsi, ci, co wdrapali się na najwyższe drzewa w dżungli. Kiedy w końcu woda opadła i Guaranie zeszli z drzew, zobaczyli, że cały świat zwierzęcy się potopił! Świat stworzony przez Najwyższego i Stworzyciela – Tupá Nanderu Mbae Kuaa – był pusty. Postanowili więc Guaranie nie zasmucać swojego stwórcy i zrobić mu niespodziankę: ulepić z błota i gliny wszystkie zwierzęta, które w swoim czasie wielki Mbae stworzył. Lepili je nocą, żeby nie zdradzić się z niespodzianką. Pracowali więc w pocie czoła i kończyli właśnie tułów mrówkojada, gdy zaczęło świtać. Niewiele myśląc, okrutnie pospieszani Indianie wetknęli mrówkojadowi patyk w łeb i…  zrobiło się jasno. A w słońcu dojrzał wielki Mbae Kuaa, jaką mu niespodziankę zrobił jego ukochany lud! W mgnieniu oka zrozumiał – wszak imię jego znaczy „Ten Co Wie Wszystko” – i rozczulony nad wyraz tchnął życie we wszystkie figurki hurtem – w tym i w mrówkojada! Jak więc widać, niezwykły kształt mrówkojada to nic innego jak pochodna pośpiechu i braku czasu!
Potem Nanderu mianował drogich Guaranów „narodem wybranym”, a naszemu bohaterowi dał nowe imię: yurumí, czyli w tłumaczeniu… Długi Ryj.
Co ciekawe, ów mrówkojad z mitu różnił się – i to dość mocno – od mrówkojada, jakiego znamy dzisiaj. T a m t e n mrówkojad wyglądał normalnie i miał normalne imię, jak na normalne zwierzę przystało. Wychodzi więc na to, że tak naprawdę mrówkojad jest dziełem ludzi i pośpiechu! Od tego czasu mrówkojad nigdy nie był częścią menú Indian Guaranów – woleli, żeby im wyjadał mrówki…

Tańczący mrówkojad

Podobny motyw pojawia się w mitach Indian Kaingang. Według nich mrówkojada stworzył Kayuruke, ale robił go w pośpiechu i dlatego nie dał mu zębów, a zamiast języka wetknął mu naprędce w pysk patyk.
Indianie Kaingang z Brazylii opowiadają, że w dawnych czasach nie znali oni ani pieśni, ani tańca. Pewnego razu Kayurukre, ich heros kulturowy, idąc na polowanie, spostrzegł dwie gałęzie tańczące pod drzewem. Jedna z nich miała na czubku dynię, która w rytm melodii śpiewanej przez niewidzialną istotę wydawała grzechotliwe dźwięki. Towarzysze Kayurukre wzięli te gałęzie jako pałeczki do wystukiwania rytmu tanecznego, a on sam zatrzymał sobie dynię jako grzechotkę i tańczyli wszyscy przy dźwiękach tych instrumentów. Kilka dni później Kayurukre spotkał wielkiego mrówkojada, który stał wyprostowany na tylnych łapach i śpiewał. Śpiewał tę samą melodię, którą Kayurukre słyszał, kiedy patrzał na tańczące gałęzie. Wtedy zrozumiał, że owymi tajemniczym śpiewakiem był wielki mrówkojad. Mrówkojad zażądał zwrotu swoich gałęzi i zaczął z nimi tańczyć. Przepowiedział on Kayurukre, że jego żona urodzi mu chłopca.

Stać się mrówkojadem…

W innym podaniu Indian Cashinawa jest mowa o pewnej wdowie o długich włosach, która przemieniła się w mrówkojada.
Oto pewnego razu starsza kobieta poszła na górę, niosąc kij w ręku i Chiripa (rodzaj koca noszonego jako spodnie) związane w pasie. Staruszka zgubiła się w lesie i nie znalazła sposobu na powrót do domu. Wraz z upływem dni zaczęła zmieniać się w… mrówkojada! Kij zmienił się w nos, a  Chiripa w ogon!

Jak widać, południowoamerykańscy Indianie żyli kiedyś w zgodzie, w atmosferze przyjaźni i wzajemnego zrozumienia z mrówkojadami. Wszystko zmieniło się, gdy z Europy przybyli biali ludzie, którzy w kilkaset lat doprowadzili do niemal całkowitej zagłady gatunku. Na nic było kulturowe tabu wokół mrówkojadów i ich mityczna rola – mrówkojady wybijano bez litości, i bez powodów.
Na szczęście trochę mrówkojadów jeszcze na terenie Ameryki Łacińskiej zostało, a w wierzeniach prymitywnych ludów nadal zajmują ważne miejsce, ciesząc się należytym szacunkiem.
Możemy tylko żałować, że znane nam mitologie Starego Świata nie znały mrówkojadów – o ileż ciekawsze byłyby np. mity greckie, gdyby od czasu do czasu pojawiał się w nich niezwykły, długonosy zwierz z puszystym ogonem i zamiłowaniem do mrówek…