Fotorelacja z warszawskiego zoo (lipiec 2013)

Jakoś nie mamy szczęścia do warszawskiego zoo – choć odwiedziliśmy je już kilka razy, żadna relacja z naszej wyprawy nie była dla nas w pełni satysfakcjonująca (a i nie wszystkie wizyty zostały opisane), a żadna wizyta w pełni udana. Za pierwszym razem dopadła nas straszliwa ulewa, za drugim znaleźliśmy się w zoo w upalną sobotę, która okazała się być rekordową w najnowszej historii zoo jeśli chodzi o frekwencję (niektóre źródła mówiły o dziesiątkach tysięcy osób, nam zdawało się, że były to setki tysięcy…). Innym razem oberwało nam się za tekst o niedźwiedziach, zaś ostatnia wizyta, choć pogodzie nie mogliśmy nic zarzucić (nie padało, upału też nie było), też pozostawiła wiele do życzenia, z tego też pewnie powodu długo nie mogliśmy się zebrać za relację.
Co prawda od naszej wyprawy minęły już prawie cztery miesiące i większość naszych obserwacji zdążyło się zdezaktualizować, postanowiliśmy jednak do niej wrócić – nic tak bowiem nie poprawia nastroju w chłodne dni, jak powrót do letniej wyprawy.
Zapraszamy zatem do naszej krótkiej fotorelacji z wakacyjnej wyprawy do warszawskiego zoo, w którym – co oczywiste – nie mogło zabraknąć także naszego pluszowego towarzysza… :).

Najbardziej ciekawski pluszak kontra najbardziej ciekawski ptasior z zoo

Najbardziej ciekawski pluszak kontra najbardziej ciekawski ptasior z zoo

Do Warszawy wybraliśmy się bezpośrednio z Płocka, w którym przyszło nam spędzić pierwsze dni tegorocznych wakacji. Kilka dni pobytu w płockim zoo sprawiło, że wróciła nam chęć na zoologiczne wojaże, dlatego z Płocka postanowiliśmy wybrać się do łódzkiego zoo. Niestety, z tej wyprawy nic nie wyszło, dlatego też – podobnie jak w dwóch poprzednich latach obraliśmy kurs na stolicę. Do ogrodu dotarliśmy w poniedziałek rano, jeszcze przed otwarciem bram zoo, dzięki czemu byliśmy pierwszymi zwiedzającymi – to zaś pozwoliło nam na spokojne zwiedzanie.

Tadziu na Planecie Małp

Najpierw zajrzeliśmy do zupełnie pustego Akwarium, później zaś do jak zawsze rozbrykanych pawianów:

Kolejny przystanek: Ptaszarnia, w której największe wrażenie robi oczywiście Hala Wolnych Lotów. Zwłaszcza, gdy nie ma w niej innych zwiedzających, a ptaki są wyjątkowo chętne do pokazywania się.

Będąc w pawilonie warto jednak zajrzeć też do innych jego mieszkańców:

Następny przystanek – pawilony człekokształtnych, duma i chluba stołecznego zoo.

U szympansów trafiliśmy akurat na „porę pojenia” – jak się okazało, niektórym chciało się pić bardziej, niż innym, dlatego też co bardziej bezczelne osobniki zabierały butelki przeznaczone dla towarzyszy i piły z dwóch na zmianę. „Poszkodowani” musieli czekać na dokładkę (dopitkę?) :).

Osobnik z lewej wyrwał koledze butelkę z łap!

Spokojniej było na sąsiednim wybiegu – goryle wypoczywały sobie na zewnątrz pogrążone w filozoficznej zadumie…

Co Wy wiecie o życiu?!

Być, albo… jeść!

Kuba w kąpieli!

Z pawilonu człekokształtnych udaliśmy się do słoni, które akurat wolnym krokiem wychodziły na swój wybieg:

W pewne ożywienie wprawił je dopiero wyjątkowo bezczelny paw, który nic sobie nie robił z ich majestatu – skończyło się na ostrej gonitwie po całym wybiegu! Uprzedzamy jednak – żaden paw nie ucierpiał!

Ileż można jednak oglądać słoniowo-pawie gonitwy, skoro na sąsiednim wybiegu mieszka jeden z najwspanialszych zwierzaków z całego zoo – nosorożec pancerny Kuba!

Kto jest najpiękniejszy, no, kto?

Wiadomo – ja!

Nam udało się akurat trafić na wyjątkowo widowiskową kąpiel, która ewidentnie sprawiała Kubie niesamowitą frajdę.

Dobra, wystarczy!

Shikari i młody Byś przebywali akurat na tylnym wybiegu, dlatego też postanowiliśmy zajrzeć do nich później i wolnym krokiem udaliśmy się w stronę mrówkojadów.
Po drodze zawitaliśmy m.in. do takina:
i nahurów, które miały akurat gości :).

Mrówkojady… śpią

Gdy dotarliśmy wreszcie do naszych ukochanych mrówkojadów po raz pierwszy mieliśmy możliwość zobaczyć ich rezydencję po remoncie:

oraz – w miarę możliwości – przyjrzeć się urodzonej 18 stycznia samiczce Elli, która, jak na mrówkojada przystało, spała sobie smacznie w legowisko wtulona w swoją mamę, Yuri:

Podobny widok zobaczyliśmy zresztą także godzinę później i dwie godziny później, gdy raz jeszcze zajrzeliśmy do chatki mrówkojadów:

Ani razu nie udało nam się też, niestety, zobaczyć mrówkojadziego tatusia, Lutza, więcej szczęście mieliśmy jednak jeśli chodzi o pozostałych lokatorów wybiegu – pudu.

Gdzie mieszkają dzikie koty…

Z chatki mrówkojadów ruszyliśmy dalej, zaglądając do kolejnych, wyjątkowo licznych w tej części zoo, pawilonów – Herpetarium, Insektarium i dopiero co wypucowanej (podłoga jeszcze lśniła!) Żyrafiarni:

Najefektowniej prezentowały się jednak duże koty, lwy i tygrysy – te pierwsze były w nastroju wybitnie wypoczynkowym:

te drugie zaś miały w sobie znacznie więcej ochoty do zabaw:

Śniadanie u hipopotamów

Kolejny przystanek – hipopotamy. Gdy odwiedzamy je za pierwszym razem, są wyjątkowo niemrawe:

jednak gdy wracamy do nich później – już w porze śniadaniowej – mamy możliwość zobaczyć „hipopotamy w akcji”. Trzeba przyznać, że niewiele zwierzaków tak efektownie wcina śniadanie :).

Byś i gryzonie

Zawracając od hipopotamów zajrzeliśmy jeszcze do zwierzaków z środkowej części zoo – w tym do wyjątkowo „gościnnych” likaonów:

Pasażer na gapę? Likaon nie protestuje…

aż dotarliśmy do wybiegu nosorożców – tym razem jednak od drugiej strony, na wybieg, na którym przebywała Shikari z młodziutkim, bo nieco ponad półrocznym wówczas Bysiem.
Maluch był tak cudny, że zakochaliśmy się w nim od razu :).

Długo moglibyśmy przy nim siedzieć, naszą uwagę w pewnym momencie zwrócili jednak…. „myszkujący” tuż przy wybiegu nosorożców dzicy lokatorzy:

Zajrzeliśmy też raz jeszcze do Kuby, który wyraźnie interesował się tym, co dzieje się na sąsiednim wybiegu, bo cały czas podchodził do ogrodzenia i próbował „nawiązać kontakt” z Shikari i Bysiem.

Niedźwiedzie…

Na ostatniej prostej odwiedziliśmy niewątpliwie najwięcej emocji budziły niedźwiedzie, zwłaszcza polarne – Gregor i Aleut, którzy wówczas mieszkali jeszcze na pojedynczym wybiegu.
Mając na uwadze wszystkie racje, jakie pojawiły się przy okazji ich sprowadzenia do zoo, nie mamy złudzeń, że wówczas był to wyjątkowo przykry widok oglądać oba zwierzaki na wątpliwej jakości wybiegu:

Co nie zmienia oczywiście faktu, że same niedźwiedzie polarne to wyjątkowo wspaniałe zwierzęta:

Sporo uwag można mieć także do warunków, w jakich mieszkały wówczas niedźwiedzie brunatne – i choć od tego czasu w zoo zaszły zmiany, do sytuacji choćby dobrej droga jeszcze daleka…

My tymczasem powoli kierowaliśmy się już w stronę wyjścia – jeszcze tylko pamiątkowa fotka:

i czas ruszać do domu!

A, zapomnielibyśmy! Na sam koniec zajrzeliśmy jeszcze do Parku Praskiego, żeby zobaczyć, jak mają się niedźwiedzie mieszkające na wybiegu przy Alei Solidarności, ale kolejny już raz (byliśmy u nich bowiem także jeszcze przed otwarciem zoo, a także poprzedniego wieczora) żadnego zwierza na wybiegu nie uświadczyliśmy.
Może to i lepiej…

A pełną galerię zdjęć z naszej lipcowej wizyty w warszawskim zoo znajdziecie tutaj.

12 comments on “Fotorelacja z warszawskiego zoo (lipiec 2013)

  1. Super! Tym bardziej, że to w zasadzie Wasza pierwsza relacja z Warszawy.

    „i choć od tego czasu w zoo zaszły zmiany, do sytuacji choćby dobrej droga jeszcze daleka…”
    W zasadzie to można by się poważnie zastanowić czy przeniesienie wszystkich brunatnych na Aleje Solidarności generalnie nie pogorszyło sytuacji wszystkich niedźwiedzi w zoo.

    • Co prawda tekstów o warszawskim zoo pojawiło się całe mnóstwo – w tym sporo wyjątków z relacji – to „pełnoprawna” relacja właściwie… nigdy. Tę też trudną uznać za pełnowartościową, bo od czasu naszej wizyty minęło już zbyt wiele czasu, a większość obserwacji się zdezaktualizowała. Uznaliśmy jednak, że lepiej wrzucić choć krótką fotorelację, niż… nic :).

  2. Niedawno widziałem w TV pewien „mądry” program, w którym powiedziano, że warszawskie niedźwiedzie mają przenieść się do poznańskiego azylu. Jednak uznano też, że tu mają bardzo dobrze i może uda się je tu zostawić.

  3. De facto niedźwiedzie mieszkające przy trasie mają mniejszy współczynnik stresu niż te na terenieo grodu, badania te były prowadzone 4 lata temu

    • Tyle, że współczynnik stresu to nie wszystko – problem niedźwiedzi w Parku Praskim jest o wiele bardzie złożony i sprowadzanie zasadności ich obecności w tym miejscu do jednego czynnika mija się z celem. Argumentów ZA jest kilka, tyle, że argumentów PRZECIW jest więcej i mają one znacznie większą wartość. Ale to temat na osobną historię, w którą po raz kolejny nie mamy sił się angażować…

Dodaj odpowiedź do m...k Anuluj pisanie odpowiedzi